"Wcale nie szukałam nowej miłości. To ona sama mnie znalazła…"
Fot. 123 RF

"Wcale nie szukałam nowej miłości. To ona sama mnie znalazła…"

"Był koniec lutego. Przyjechałam w Karkonosze, bo zawsze odzyskiwałam tu spokój ducha. Ciągle jeszcze rozpamiętywałam bolesne rozstanie z narzeczonym. Oszukał mnie, zdradził, a przecież mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu. Nie liczyłam, że będę jeszcze szczęśliwa. Chciałam tylko przestać cierpieć. Nie spodziewałam się, że spotkam jeszcze kogoś, komu zaufam..."  Zuzanna, 30 lat

Wiele razy patrzyłam na Mały Staw, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Brzeg jeziorka i skały nad nim spowijała mleczna mgła, która z każdą chwilą gęstniała coraz bardziej. Otaczała mnie dziwna, miękka biel i ta biel pochłaniała świat realny. Bałam się, że jeśli czegoś nie zrobię, ja również się w niej rozpłynę. Wstałam gwałtownie i ruszyłam przed siebie. Przeszłam kilkanaście metrów, a potem wyciągnęłam ręce jak ślepiec po omacku szukający drogi.

W życiu też błądziłam jak we mgle...

„Zupełnie jak w moim życiu... I co ja mam teraz zrobić?”, pomyślałam zgnębiona. Przypomniały mi się wydarzenia sprzed roku. Zdrada Maćka nadal bardzo bolała... „A przecież mój narzeczony zapewniał, że jestem kobietą jego życia...”, westchnęłam w duchu. „Mieliśmy się pobrać i nagle on wyciął mi taki numer...”
Przyjechałam w Karkonosze, bo zawsze odzyskiwałam tu spokój ducha. Nie chciałam myśleć o tym, co mnie spotkało, ale chyba nie potrafiłam przestać... Pod powiekami poczułam łzy, a w sercu żal.
– Dziewczyno, życie ci niemiłe? – dobiegł mnie nagle męski głos. – Zaraz wpadniesz do wody...
Zatrzymałam się i spojrzałam w stronę, skąd dochodził zatroskany bas, ale dostrzegłam tylko zarys męskiej sylwetki.
– Tu pewnie jest płytko... – zauważyłam.
– Ale zmoczysz buty – wypowiedział się głos rozsądku i po chwili ktoś chwycił mnie za rękę. – A pewnie nie masz na zmianę, lepiej więc wracajmy do schroniska. Tam będziesz bezpieczna.
Nie protestowałam, choć zaraz uświadomiłam sobie, że woda jest skuta lodem i nie tylko nie grozi mi śmierć przez utonięcie, ale nawet zmoczenie butów.

Mój wybawca okazał się bardzo miły i dowcipny

W środku Samotni odzyskałam wzrok i z zadowoleniem stwierdziłam, że mój wybawca ma miłą twarz i szczery uśmiech. Nadal nie puszczał mojej dłoni.
– Tam są wolne miejsca. – Wskazał mi stolik pod oknem. – Zajmij je, a ja zaraz przyniosę coś do picia.
Kiedy wrócił, postawił na blacie dwie szklanki z parującym i bardzo aromatycznym napojem.
– Nie za wcześnie na grzańca? – zdziwiłam się. – Dopiero jedenasta...
W góry i tak nie pójdziemy. Jest zerowa widoczność, no i ślisko – odpowiedział. – A tak w ogóle to jestem Rafał. – Podał mi rękę.
– Zuzanna – odparłam. – Czyli dzisiaj Śnieżki nie zdobędę... – westchnęłam.
– Przy barze mówili, że nadchodzi poprawa pogody. Jutro pójdziemy...
– Pójdziemy? W sensie my?
– Ja jestem sam, ty jesteś sama, więc możemy iść razem – oznajmił beztrosko.
– Myślisz, że jestem singielką? A może mój chłopak siedzi w pokoju i zaraz tu zejdzie – powiedziałam urażona.
Rafał popatrzył na mnie uważnie, a potem wzruszył ramionami.
– Widziałem, jak płaciłaś za jedynkę, więc założyłem, że jesteś tu sama. Jeśli nie chcesz iść ze mną, to trudno. Nie zamierzam ci się narzucać, choć wiadomo, że we dwoje byłoby raźniej. Moja babcia zawsze mówiła, że dwójeczka to boża cyfra...
– Jak boża, to chyba trójca – rzuciłam ze śmiechem.
Dziewczyno, nie szalej, dopiero się poznaliśmy, a tobie już się marzy trójeczka... – Puścił do mnie oko.
Zrobiło mi się głupio i gorąco. To pewnie przez tego grzańca. Pysznego, nawiasem mówiąc, i dość mocnego.
– Nie o to mi chodziło... – starałam się wyjaśnić. – To był żart... Miałam na myśli dogmat, a nie... prokreację...

Rafał pogroził mi palcem i poszedł do baru

Po chwili wrócił z grzańcami.
– Chyba nie powinnam... – zawahałam się, ale jednocześnie poczułam miłe ciepło rozlewające się po moim krwiobiegu.
– Na frasunek dobry trunek... – rzucił kolejne, zapewne babcine, powiedzonko. – Pij, pij... – zaczął i urwał.
– Chyba nie myślisz, że będę łatwiejsza?! – warknęłam.
– Zuzanna, jesteś niemożliwa. Czy ty myślisz tylko o seksie? Zaczynam podejrzewać, że nastajesz na moją cnotę – kpił sobie, a mnie diabli brali, bo nie umiałam mu nic równie dowcipnego odpowiedzieć.
Może gdyby nie przewracał tak komicznie oczami i gdybym tyle nie wypiła, wstałabym z krzesła i, nie przebierając w słowach, powiedziała mu coś do słuchu. Ale zamiast tego, prychnęłam śmiechem...
– Poddaję się – rzuciłam. – Podejrzewam, że nie dasz się przegadać...
– Ani pogonić – znowu wszedł mi w słowo. – Gdy widzę białogłowę w potrzebie, zrobię wszystko, by jej pomóc.
– Ale ja... wcale nie potrzebuję wsparcia. Owszem, jestem samotna i źle to znoszę. Odrobinę... Jednak przysięgam: nie zamierzam popełnić samobójstwa.
– No to kamień z serca! – zawołał ten niemożliwy facet. – A co powiesz na trzeciego grzańca?
– Chętnie, ale pod warunkiem, że tym razem ja zapłacę... – odparłam.
– Honor mi na to nie pozwala, choć z drugiej strony powiem ci w zaufaniu, że skończyła mi się gotówka, a w barze nie przyjmują kart, bo nie działa terminal, a może wcale go nie mają, więc w sumie możesz zapłacić – zgodził się.
– Po co tyle słów? Wystarczyło powiedzieć: tak – roześmiałam się. – A mówią, że babeczki są gadatliwe…

A potem zaczęliśmy rozmawiać na poważnie

Potem główna sala opustoszała, a my dalej siedzieliśmy i rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Tym razem już bez podtekstów erotycznych, tylko na poważnie. O życiu, miłości i zaufaniu.
– Czasem wystarczy spojrzeć na człowieka i od razu wiadomo, że to przyjaciel – powiedziałam.
– Albo ukochana osoba... – rzucił cicho Rafał i popatrzył na mnie w taki sposób, że poczułam ciarki na plecach.
„Tylko się nie zakochaj”, przywoływałam się do porządku, ale było już na to za późno... 
Nie wylądowaliśmy w łóżku, tylko objęci doczekaliśmy świtu. Patrzyliśmy, jak słońce wychodzi zza gór i oślepia nas swoim blaskiem. Po mgle nie było już śladu, po moim żalu za Maćkiem też nie.
Zaraz po śniadaniu poszliśmy z Rafałem w góry. Na ostatnim odcinku musieliśmy się przytrzymywać łańcuchów, ale w końcu udało nam się zdobyć Śnieżkę. Byłam koszmarnie zmęczona.
– Jak tu pięknie... – wyszeptałam, podziwiając widoki ze szczytu.
Wtedy Rafał przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Usłyszałam bicie jego serca i poczułam się bardzo szczęśliwa, bo czułam, że od tej pory jego serce będzie biło dla mnie. 

Moje przeczucie mnie nie zawiodło.  Jesteśmy z Rafałem razem już od trzech lat, a w czerwcu bierzemy ślub. Okazało się, że kiedy straciłam już nadzieję na miłość, ona sama mnie znalazła.

 

Czytaj więcej